W normalnych cywilizacjach bodźce do zawłaszczania czyjegoś mienia są w większym bądź mniejszym stopniu zneutralizowane, a w takich uczciwych krajach jak Finlandia czy Nowa Zelandia prawie całkowicie nie istnieją. Są zneutralizowane przez groźbę odwetu ze strony właścicieli, zorganizowaną egzekucję prawną, czy też społeczny ostracyzm. Gdy tego typu hamulce zostaną usunięte, szerzyć będą się kradzieże, rabunki, przywłaszczenia i nadużywanie kompetencji swojego urzędu, np. władzy nadanej policji, sędziom oraz urzędnikom, którym powierzono wydawanie środków publicznych. I tak dzieje się w Rosji. Wszelkie hamulce, środki zapobiegawcze i sankcje społeczne zostały w czasach socjalizmu doprowadzone do punktu, w którym grozi im całkowite wymarcie.
-
-
Josiah Schmidt: Wywiad z Anthonym de Jasay
Od końca wojny do 1948 roku, gdy uciekłem do Austrii, żyłem pod okupacją Rosji Sowieckiej na moich rodzimych Węgrzech. Byłem świadkiem stopniowej instalacji „realnego” systemu socjalistycznego (proszę zauważyć: „realny” był terminem, który używali, aby wyrazić, że ich aktualny system nie jest jeszcze idealny), powodzi marksistowskiego bełkotu na uczelniach wyższych i w mediach, ogólnej degradacji moralnej i materialnej nędzy spowodowanej w dużej mierze przez inherentną głupotę socjalizmu. Doświadczenie to musiało dodać ładunek emocjonalny do mojego postrzegania spraw sprawiedliwości, wolności, własności i odpowiedzialności w dość zdyscyplinowany logicznie sposób.
-
Sowieckie dziedzictwo
Doprawdy uderzającą cechą powojennej historii tej części Europy jest to, że nigdzie nomenklatura, partyjni pismacy i tajna policja nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności. Gdy Niemcy Hitlera upadły, zachodni alianci w ich strefach okupacyjnych zainicjowali szeroko zakrojony proces „denazyfikacji”, zwalniając i zakazując wykonywania pewnych publicznych stanowisk czy wysyłając do więzienia tych, którzy odgrywali aktywną rolę w nazistowskich zbrodniach. Wielu z nich uciekło do strefy sowieckiej, gdzie Rosjanie, a potem „Niemiecka Republika Demokratyczna” znalazła w nich przydatnych kolaborantów. Ale gdy w 1989 roku sowieckie kolonie odzyskały swoją niezależność, bossowie partyjni i oficerowie tajnej policji, nie wspominając o drobnych funkcjonariuszach, wszyscy uszli bez szwanku, tym bardziej jeśli deklarowali, że od zawsze byli socjaldemokratami…