Sprawiedliwość liberalna ma swe korzenie w systemie konwencji, które rodzą się spontanicznie jako behawioralne stany równowagi zapewniające wzajemną korzyść wszystkim stronom. Chronią one życie, ciało, własność i dążenie do pokojowych celów, a domagają się spełniania złożonych przyrzeczeń. Są liberalne w tym sensie, że nie pochodzą od żadnej władzy ani nie wyrastają z żadnej fikcyjnej umowy społecznej.
-
-
Dziedzictwo etatyzmu
Prawo, nawet w najlepszym wydaniu, kontroluje tylko małą cząstkę ludzkiego zachowania. W najgorszym wydaniu ma aspiracje, by kontrolować dużą część ludzkiej aktywności, choć zwykle mu się to nie udaje. Znacznie ważniejszy od systemu prawnego jest znacznie starszy i głębiej zakorzeniony zbiór niepisanych zasad (mówiąc technicznie: spontanicznych konwencji) zabraniających i nakładających sankcje za delikty, wykroczenia i nieuprzejmości, które razem określają, co każdy z nas może robić, a tym samym, co każdy z nas nie ma prawa czynić innym. Jeśli te reguły są zachowane, wszyscy są wolni, własność jest bezpieczna, a każda dwuosobowa transakcja jest korzystna dla obu stron.
-
Jak dostać darmowy obiad?
Jedno z wielkich twierdzeń ekonomii mówi nam, że w równowadze konkurencyjnej i ze stałymi korzyściami skali dystrybucja dochodu jest funkcją krańcowej efektywności czynników produkcji i ich własności. Kupujący płacą, a sprzedawcy uzyskują krańcowy produkt, korzyści równają się wkładom i nie ma „darmowego obiadu”. W bardzo podobny sposób równość między determinantami dochodów a czynnikami produkcji wyjaśnia koncepcja wyłączności praw własności. Wyłączność praw własności blokuje dostęp do zasobów, chyba że zgodzą się na to właściciele. Produktywne zasoby wymienia się na podstawie wartości ich krańcowych produktów. A więc nie istnieje darmowy obiad — wszystko jest w pełni opłacone.
-
Czy własność jest mitem?
Być może istnieją przeważające względy przemawiające za redystrybucją, choć ja takich nie znalazłem i nie wierzę w ich istnienie. Jednakże jeśli istnieją jakieś, to nie wynikają ze sprawiedliwości. One raczej zastępują ją. Byłoby zdrowiej i bardziej uczciwie intelektualnie stawić czoła temu faktowi i przyznać, że tak jest, zamiast próbować psuć teorię własności po to, by usprawiedliwić naruszenie własności, które „społeczeństwo” decyduje się uczynić legalnym.