Prawo, nawet w najlepszym wydaniu, kontroluje tylko małą cząstkę ludzkiego zachowania. W najgorszym wydaniu ma aspiracje, by kontrolować dużą część ludzkiej aktywności, choć zwykle mu się to nie udaje. Znacznie ważniejszy od systemu prawnego jest znacznie starszy i głębiej zakorzeniony zbiór niepisanych zasad (mówiąc technicznie: spontanicznych konwencji) zabraniających i nakładających sankcje za delikty, wykroczenia i nieuprzejmości, które razem określają, co każdy z nas może robić, a tym samym, co każdy z nas nie ma prawa czynić innym. Jeśli te reguły są zachowane, wszyscy są wolni, własność jest bezpieczna, a każda dwuosobowa transakcja jest korzystna dla obu stron.
-
-
Problem egzekucji umów
Teoria podręcznikowa beztrosko naucza, że skoro umowy są z natury podatne na niedotrzymanie warunków, ich obowiązująca moc musi być zapewniona przez służby wyspecjalizowanej agencji egzekwującej (takiej jak państwo). Jeśli jednak agencja ma być związana umową milczącą lub jawną (taką jak konstytucja) w celu dostarczenia najlepszej usługi w interesie wszystkich bona fide podmiotów gospodarczych, to ta umowa również wymaga egzekucji, ponieważ w przeciwnym razie, dlaczego agencja nie miałaby być leniwa lub stronnicza lub w inny sposób nikczemna? Wyraźnie jednak agencji egzekwującej nie można powierzyć egzekwowania takiej umowy przeciwko samej sobie. Domniemany lek może być znacznie gorszy niż choroba. Być może w tym tkwi ostateczna zawodność tezy o zawodności rynku.