Filozofia polityki

Czy liberalizm może przetrwać w demokracji?

Tekst pierwotnie ukazał się 7 grudnia 2015 na łamach „Library of Economics and Liberty”. Tłumaczenie za zgodą Liberty Fund.

Dla wielu czytelników, być może nawet dla większości, pytanie postawione w tytule jest absurdem. Czyż nie uczyliśmy się, że liberalna demokracja jest „końcem historii”? Dyskurs polityczny jest wyjątkowo tolerancyjny w nazywaniu określonych aspektów rządu jako liberalnych. Przypomina określanie mianem „dobrego chrześcijanina” kogoś, kto nie praktykuje swojej religii. Jeśli chodzi o to, co kto ma dostać, demokracja socjalna czerpie odpowiedź z urny wyborczej. Niebezpieczeństwo tej odpowiedzi jest jednakże bardzo realne. Być może uda się to rozjaśnić w zwięzłych słowach.

Dobrym sposobem opisania rządu jest przedstawienie go jako instytucji  funkcjonującej z regułami, które tylko jedna część społeczeństwa —  może być to większość lub nie — woli względem dowolnej innej alternatywy, podczas gdy inna część społeczeństwa sprzeciwiałaby się im, gdyby miała wybór. Reguły te mają swoją przewidywalność, skuteczność i zasadność, choć niekoniecznie w optymalnym stopniu. Skąd pochodzą? Ich źródłem są pewne wyższe reguły, z których mogą zostać wydedukowane, a te wyższe reguły z kolei wywodzą się z jeszcze wyższych reguł w nieskończonym następstwie. W rzeczywistej historii sukcesja ta ma jakiś początek, w postaci założyciela książęcej dynastii, rewolucji czy okupacji jednego kraju przez inny.

Następstwo reguł, które w naszych czasach coraz częściej napotykamy, to reguła, wedle której każdy wybiera spośród jednej lub większej liczby opcji – a jedna z nich wyłania się jako reguła obowiązująca. Wybór binarny dokonywany przez większość zwykłą jest najprostszą wersją wyboru. Wybrana w ten sposób opcja staje się regułą, której podlegają wszyscy, nawet jeśli ktoś wybierał inną, alternatywną regułę.

Reguła ta, powszechnie nazywana demokracją, wyewoluowała w niemal prostej linii ze stosunków panujących we wczesnym Kościele i dworze, przez hierarchie sądownicze, szlachectwo i własność, aż przyjęła swoją ostateczną formę w postaci zasady „jeden człowiek, jeden głos” (ang. one man, one vote) pod koniec XIX wieku w Anglii oraz w krajach ją naśladujących; a później wraz z przyznaniem praw wyborczych kobietom. Demokracja nastała nie jako skutek rozważań, ale niemal jako aksjomat moralny, wokół którego żaden wspierający argument nie jest konieczny. W efekcie tego demokracja przyjęła raczej niekwestionowaną pozycję, tak jak jej szersza wersja, równość, która również uzyskała rangę aksjomatu moralnego, z którego praktyczne zasady moralne zostały wydedukowane. Nie było na ten temat żadnego sporu czy racjonalnej debaty. Nikt nie miał odwagi mówić, że być może rozsądniej byłoby dać większą siłę głosu rodzicom, którzy troszczą się o swoje dzieci, niż kawalerom, którzy muszą troszczyć się jedynie o siebie. Takie argumenty prawdopodobnie by przegrały, ale istotne jest to, że nie zostały one nawet podniesione.

Reguła demokratyczna ma pewne oczywiste arytmetyczne konsekwencje. Kiedy majątek bądź dochody ludzi są nierówne, średnia jest wyższa niż mediana, to transfer dochodów od tych powyżej średniej do tych poniżej zwiększy równość. Z dwóch równych bloków głosów biedniejsza strona wygrałaby, ponieważ może skusić krańcowych wyborców zaoferowaniem im części dochodu bogatszej strony. Redystrybucja zawsze może wygrać z inną dystrybucją, jeśli zaoferuje wyższy transfer od dochodów powyżej średniej.

W liberalizmie nie ma żadnej reguły odnośnie do podziału dochodu według głosowania większościowego. Innymi słowy, liberalizm nie ma korzyści do zaoferowania za wielkość głosującej populacji, której cel dystrybucyjny jest bardziej atrakcyjny niż drugiej strony.

Jako że liberalizm w swojej czystej postaci nie ma roli dystrybucyjnej, w której głosowanie decyduje o zwycięzcach i przegranych, korzyści są dystrybuowane przez indywidualne, a nie zagregowane wybory. A zatem podejmowane są tylko te wybory dystrybutywne, w których strony nie ponoszą strat, tj. wszystkie wielkości są dobrowolnie ustalane. Dla wyboru społecznego nie ma miejsca w tym systemie reguł. Wyobraźmy sobie na przykład dwóch pasterzy mających stada obok siebie. Każdy z nich próbował ukraść owce drugiemu i próbuje strzec własnych. Kradzież może być skuteczna tylko wtedy, jeśli któremuś pasterzowi nie udaje się przypilnować swoich owiec. Ich wzajemna interakcja jest dla obydwu kosztem netto, jeśli obaj kradną lub jeśli obaj bronią swoich stad przed sobą nawzajem. Jeśli ani nie kradną, ani nie strzegą, to nie ponoszą kosztu dopóty, dopóki obaj zachowują się w ten sam sposób. Jeśli żaden z nich nie decyduje się kraść i nie decyduje się bronić swoich owiec w niedzielę, to ten dzień będzie przyjemniejszy dla obydwu niż inne dni tygodnia. Reguła „nigdy w niedzielę” może eksperymentalnie zostać przedłużona do poniedziałku, a jeśli odniesie sukces ponownie, to kolejnego dnia znów może zostać przedłużona, z każdym dniem zwiększając skumulowany zysk obydwu pasterzy. Działanie odwzajemniane przynosi wszystkim tym więcej korzyści, im dłużej jest praktykowane. Wzajemny szacunek dla własności każdego z pasterzy staje się praktyką konwencjonalną. Reguła ta, jak każda inna, która jest skuteczna, oznacza, że koszty jej egzekwowania są pokrywane poprzez uniknięcie szkód, na które uczestnicy naraziliby się, gdyby konwencja została złamana. Dowolna obopólna interakcja, w której ludzie odnajdują korzyść dla siebie (tak długo, jak przynosi to korzyść drugiej stronie) jest z zasady regułą zwiększającą efektywność w sensie Pareto. Zyski z obowiązywania reguły behawioralnej egzekwowanej przez członków, którzy odnoszą z niej korzyść, pokrywają koszty jej obowiązywania. Pełny zbiór takich reguł konwencjonalnych, tj. ochrona życia i zdrowia, własności i jej wymiany oraz respektowanie wolności dążenia do pokojowych celów stanowi liberalny ład polityczny, w którym naruszenie porządku konwencjonalnego pociąga za sobą działania egzekwujące ze strony uczestników. Możemy to nazwać „uporządkowaną anarchią”.

Możemy wyobrazić sobie ład liberalny, w którym własność prywatna i talenty są dane, a dobra i usługi są produkowane i dystrybuowane zgodnie z konwencjonalnymi regułami, tak że krańcowe stopy transformacji i substytucji dążą do wyrównania. I w tym zestawie zasad nie ma miejsca na żadną dystrybucyjną rolę, w której jedna część społeczeństwa, polegając na głosach wyborczych, wymuszałaby udziały dystrybutywne od każdego, włączając zwycięzców i przegranych.

Demokrację można sobie wyobrazić jako system, który posiada regułę tworzenia reguł, w której niektóre reguły są po prostu niedozwolone. Nawet jeśli wynikiem wyborów jest nakaz, aby kolorowi nie byli wpuszczani na przód autobusu lub by kobiety mogły mieć tylko taką pracę, gdzie ich warunki są gorsze niż warunki mężczyzn, to takich rozwiązań nie dopuszcza się, ponieważ są niekonstytucyjne. Reguła podatkowa będzie musiała być sprawiedliwa i bezstronna. Jednakże podatki mogą być nieproporcjonalne do dochodu i niemal, choć nie całkiem, konfiskacyjne. Gdyby jednak nie dopuszczono tego, prawdopodobnie najważniejsza funkcja głosowania — za dystrybucją — zostałaby zakazana, a demokracja straciłaby większość ze swojej najistotniejszej roli, tj. stworzenia dystrybucji, która przynosi korzyści jednym kosztem reszty. W takim wypadku reguła tworzenia reguł zostanie po prostu użyta do zmodyfikowania samej siebie, tak jak każda reguła tworzenia reguł, i dopuści regułę podatkową, która okazała się niezbędna dla demokratycznego celu. W rzeczywistości reguły tworzenia reguł, tj. konstytucje, niemal zawsze dopuszczają wielki obszar swobody opodatkowania, a także brak równowagi między dochodami i wydatkami rządu, ponieważ takie opcje są dopuszczane przez podstawowe zasady wyboru społecznego.

W czystej teorii liberalnej, lub uporządkowanej anarchii, wszystkie reguły są spontanicznymi konwencjami, które korespondują z indywidualnymi preferencjami uczestników, którzy odnoszą z nich korzyści (zwiększają efektywność w sensie Pareto). Nie ma kolektywnej woli i nie ma sposobu wyrażania kolektywnej woli w regule społecznego wyboru. Dystrybucja zagregowanych dóbr i usług jest kwestią własności i umów między jednostkami.

Kiedy regułę o charakterze konwencji zastępuje się regułą o charakterze statutu, to ta uporządkowana anarchia jest zastępowana, wetowana i uzupełniana demokracją. Demokracja działa według zasad wyboru społecznego, gdzie decyduje głosowanie na zasadzie „jeden człowiek – jeden głos” (reguła większościowa jest zwykle wymagana, choć nie jest konieczna). Reguła wyboru społecznego decyduje o podziale dóbr i usług pomiędzy dwoma połówkami społeczeństwa — jedna zyskuje kosztem drugiej.

Jak zauważono powyżej, w podziale pomiędzy bogatszą i biedniejszą połową społeczeństwa, to ta biedniejsza część zostaje zwycięzcą, ponieważ może otrzymać więcej od bogatszej części niż bogatsza część od biedniejszej. Innymi słowy, w takiej konkurencji, przy pozostałych warunkach niezmiennych, biedniejsi zdominują bogatszych w dowolnej redystrybucji. Prosta arytmetyka mówi nam, że reguła wyboru społecznego będzie ciągle stosowana, albo przynajmniej w okresie od jednych do następnych wyborów, w swojej roli redystrybutora dóbr i usług na korzyść biedniejszych, kosztem bogatszych.

Rządy realizują ten scenariusz nie tylko przez opodatkowanie bogatych, ale także poprzez ułożenie struktury ich całkowitych wydatków, w której to biedniejsi zyskują dużo, a bogatsi ponoszą umiarkowaną stratę. Budżet jako całość będzie ciągle rozrastał się od wyborów do wyborów. To popycha deficyt w strefę zagrożenia i zmusza państwo do oszczędności, aby dług narodowy został zredukowany i umożliwiał ponowną redystrybucję od bogatych do biednych. Ten proces może trwać nawet aż do punktu, w którym redystrybucja osiągnie pełną równość, w której nie będzie już bogatych i biednych. Redystrybucja w tym stanie jest nadal prowadzona, ponieważ w przeciwnym razie wkroczyłaby uporządkowana anarchia, w której pełna równość nie jest prawdopodobnym wynikiem, i przyniosłaby dystrybucję zastępującą całkowitą równość. Demokracja w tym wypadku musiałaby zachowywać pełną równość, której uporządkowana anarchia zagraża.

Pomimo abstrakcyjnej natury opisanej przez nas nieuniknionej arytmetyki konfrontacji pomiędzy liberalizmem a demokracją, wynik jest wystarczająco zniechęcający, by móc pozwolić sobie na przetłumaczenie tego na bardziej realistyczny i mniej logicznie restrykcyjny język. Indywidualne preferencje, wolności i prawdopodobnie ekonomiczna pomyślność wydają się ofiarami demokracji. Wybór społeczny z pewnością zostanie kupiony kosztem dobrobytu. Nie osiągniemy wielkiej satysfakcji, rozważając ten rozwój wypadków. Wszystko, co możemy osiągnąć z analizy tych działających sił, to lepsze zrozumienie, dlaczego liberalna demokracja daje rezultaty, które większości z nas w większości przypadków się nie podobają.


Autor: Anthony de Jasay
Tłumaczenie: Tomasz Kłosiński
Źródło tłumaczenia: mises.pl
Źródło oryginalne: econlib.org